poniedziałek, 23 czerwca 2014

Epilog | Niall Horan | Drew Jonsons †



Tik tak, tik tak. Spoglądam na zegar. Sekundy zamieniają się w minuty, minuty natomiast w godziny. Tamte stają się zaś dniami, a one rokiem. Rok zmienia się we wieczność. Wieczność bez Ciebie. Po raz kolejny zerkam za tarczę zegarową. Oddech w moim gardle zamiera. Coraz trudniej mi oddychać. Jesteś Byłaś moim prawdziwym, jedynym, czystym powietrzem? Jesteś Byłaś moją klątwą oraz przepaścią bez dna. Dzień, gdy Cię poznałem był moim ratunkiem przekleństwem... Dotykanie twojej skóry było jak muskanie jedwabiu, który teraz jest nieprzyjemny i szorstki. Twoje wargi zawsze kojarzyły mi się z wrzosem. Kwiat zwiędłą niepodlewany, zabierając ze sobą moją radość. Na początku twoje włosy były jak różowe, delikatne piwonie rosnące w ogrodach, które wkrótce zostaną ścięte i sprzedane na bazarze. Podobnie zrobiłaś z moim uśmiechem. Zabrałaś go. Później stały się miedzią brzęczącą. Do tej pory odbijają mi się te dźwięki w uszach. Są moją nocną zmorą. 
Odchodzę od biurka, biorąc kartkę i długopis. Kieruję się w stronę niewielkiego ganku, z którego jak zwykle słychać szum morza. Dlaczego wyjechałem? To proste. Wspomnienia, ciągle, dobitnie przypomniały mi o Niej oraz uczuciach które do Niej żywiłem. Usiadłem na krześle i zacząłem się wpatrywać się we niespokojną wodę. Poranek był chłodny, ale przyjemny. Mój wzrok skierował się na chmury. Będzie padać. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i obróciłem ją kilkakrotnie w dłoni po czym w końcu zapaliłem. Odgarnąłem włosy z twarzy i położyłem telefon na stoliku obok. Nie wiem po co go właściwie trzymam i tak każde połączenie odrzucam. Nie, przepraszam odebrałem raz. Zadzwoniła Jade. Nasza rozmowa nie trwała długo. Od pogrzebu, nie widzieliśmy się ani razu. Co miałem jej powiedzieć? Że życzę jej dobrego życia z Louisem? Miałem jej wmawiać że wszystko się ułoży? Czy może powinienem powiedzieć jej że nigdy więcej ma do mnie nie dzwonić, bo przecież jest dla mnie nikim. Chyba to ostatnie byłoby najprostszym rozwiązaniem. Jednak nie mogłem tego powiedzieć. Ona nie jest winna jej śmierci. Ja też nie jestem. Więc dlaczego się ciągle obwiniam? Gaszę niedopałek i wracam do pisania.
Przed odejściem śmiercią powiedziałaś mi "Nie martw się, to nie twój koniec. Tylko mój“, do tej pory zastawiam się czy kłamałaś. A może miałaś rację? Zawsze byłaś dla mnie zagadką, której do teraz nie potrafię odgadnąć. Czyżby była to pora, aby odpuścić? Nie ma Cię już z nami rok. 365 dni, 12 miesięcy i 8760 godzin...
Wchodzę do kościoła, ceglanego więzienia modlitw. Idę krętymi schodami na górę, po chwili staję na balkonie. Opieram się rękami o barierki. Nigdy nie miałem zwyczaju przychodzić tutaj. Świątynie mają coś w sobie, co mnie przeraża. Wyciągnąłem papierosa i zapaliłem. Wyobrażam sobie jak staję na balustradzie i rzucam się w otchłań ławek. Do tej pory mam przed oczami jej ciało w białej trumnie. Dokładnie tam. Kawałek od ołtarza. Niespodziewanie poczułem jak ktoś mnie lekko klepie. Nieznajomy facet mówi, że nie powinienem tutaj palić. Kiwam tylko głową i kieruję się w stronę wyjścia. Miałem ochotę mu przypierdolić, ale on także nie jest winny jej śmierci. Ja też. Więc dlaczego się ciągle obwiniam? Swobodnym krokiem idę uśpioną ulicą. Zerkam na wszystko co mnie otacza, szukając jakiegoś jej fragmentu.Narkoman na głodzie, mój narkotyk jest zakopany głęboko w ziemi. Jest dla mnie nieosiągalna. Przysiadam na starej, lekko zniszczonej ławce. Czuję jak ciemność mnie otacza, od dłuższego czasu jest moją jedyną towarzyszką...
Wszedłem do domu, gdzie jak zwykle cisza piła herbatę przy stoliku w salonie. Wchodzę do kuchni i chwytam w ręce nóż leżący na blacie. Na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykłe narzędzie do krajania warzyw, jednak po dłuższym czasie staje się przedmiotem do zabijania.Po kilku sekundach stal odbija się głośnym echem od kafelek. Doskonale wiedziałem, że przedmiot może uśmierzyć mój ból, ale on także z jakiegoś powodu był dla mnie niedostępny. Siadam na podłodze i opieram się plecami o puste już szafki. Spędziłem w tym domu najgorszy okres swojego życia. Przycisnąłem do piersi srebrną obrączkę, jedyną rzecz która została mi po dziewczynie z pokoju obok. Teraz wymawianie jej imienia jest jak połykanie żyletek. Kiedyś lekko, miękko, delikatnie. Wyciągam z kieszeni telefon i przeglądam kontakty. Żałuję, że Theo nie jest większy. Zadzwoniłbym do niego i przeprosił za to że jestem złym chrzestnym.
Zerkam na zegarek, który był moim przyjacielem podróży. Czas się zbierać. Dźwignąłem się na nogi. Sięgnąłem po nóż leżący na podłodze i wpakowałem go do tylnej kieszeni spodni. Mrugam kilkakrotnie, gdy czuję zapach fiołków. Czyżby moje zmysły robiły sobie ze mnie żarty? Potrząsnąłem głową i zatrzasnąłem drzwi. Chwyciłem torbę i zszedłem z werandy. Wciągnąłem głęboko świeże, morskie powietrze i ruszyłem w stronę samochodu. Wrzuciłem swój pakunek do bagażnika i wsiadłem do środka. Po chwili ruszyłem szosą w stronę miasta. Ostatnim punktem było z Nią spotkanie, jeżeli tego nie zrobię, nie będę mógł zacząć... od początku. Po krótkim namyśle włączyłem płytę Dona Henley'ego. Zacząłem stukać palcami na kierownicy w rytm utworu. Muzyka od dziecka na mnie dobrze działała.
Po jakiś trzydziestu minutach wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę parku, tam gdzie miałem spotkać się z kobietą. Naciągnąłem kaptur czarnej bluzy na głowę, chociaż trochę ochroni mnie przed "Bożymi łzami" 
Wytężyłem wzrok, aby odnaleźć kobietę. Po chwili dostrzegłem ją stojącą przy drzewie. W ręku trzymała duży, czarny parasol. Zacisnąłem pięści i ruszyłem w jej stronę. Przez cały rok zbierałem się na spotkanie z nią. Teraz nie mogę zrezygnować, jestem tak blisko celu. Po chwili i ona mnie zobaczyła. Miała zatroskaną twarz. Wyglądała na zmęczoną i wyczerpaną. Jakby ktoś wyssał z niej całą siłę. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, była całkiem inna. Pełna życia. Chociaż jej ciepłe brązowe oczy były nadal takie same. Ewidentnie dziewczyna miała takie same oczy jak jej matka. I tego chyba bałem się najbardziej, że będzie mi ją tak bardzo przypominać. Niall, wytrzymasz to tylko kilka minut. Kilka wymienionych zdań. 
- Dzień dobry - powiedziała uśmiechając się serdecznie. - Zmieniłeś się Niall. Hm, wydoroślałeś. 
Pokiwałem tylko głową. Nie miałem pojęcia co jej powiedzieć, może powinienem się uśmiechnąć. 
Nagle zorientowałem się, że po jej policzkach spływają łzy.
- Nawet nie wiesz, jak się strasznie czuję. - Jej głos łamał się w niektórych momentach. - Tak chciałabym zobaczyć Drew, przytulić ją. - Pokręciła głową. - Tak bardzo pragnę cofnąć czas.
- Czasu nie idzie cofnąć - oznajmiłem twardo. - Nie twierdzę że jest pani złą matką. Tylko proszę... nie zapominać o Jade ona także jest twoją córką.
Blondynka momentalnie znieruchomiała.
- Jade - szepnęła. - Przecież ona... - Schowała twarz w dłoniach.
Czułem jak moje serce się kurczy, gdy widziałem ją tutaj tak płaczącą.
- Proszę nie płakać. - Próbowałem ją pocieszyć, chociaż mi samemu chciało się ryczeć jak małe dziecko. - Proszę po prostu z nią być. Ona pani potrzebuje. 
Właściwie tylko po to tutaj przyszedłem. Tak po prostu odwróciłem się i zacząłem iść przed siebie, jednak po chwili zatrzymały mnie słowa kobiety.
- Niall spotkamy się jeszcze kiedyś? - zapytała. Jej twarz była pełna nadziei. - Może dołączy do nas Jade.. 
Pokręciłem głową.
- Przepraszam, spotkania z panią i pani córką sprawiają mi za dużo bólu.- powiedziałem i odszedłem.
Chciałem powiedzieć do widzenia, ale zrezygnowałem, bo przecież nigdy więcej się nie spotkamy.
Kroczyłem mokry, zmarznięty oraz szczęśliwy. Szedłem w stronę nowego życia. Nie wiem czy lepszego, ale nowego. Czas otworzyć nowy rozdział w swoim życiu, bez Drew Anne Jonsons. 

Ja Niall Horan wychodzę z otchłani ciemności i straty

Po twojej śmierci, żałowałem, że nie powiedziałem Ci wszystkiego. Teraz jest na to czas. Drew, to list pożegnalny. Szkoda, że nigdy tego nie przeczytasz. Z niecierpliwością czekam na odpowiedź.


Stanąłem na dachu wieżowca.
 Doskonale wiedziałem, ze nadszedł czas pożegnań.
 Niestety czas powrotów nie pojawi się w tej historii.
Wyciągnąłem zapalniczkę i podpaliłem list.
Wiatr porwał popiół i poniósł daleko ode mnie.
Wraz z całym bólem.
Żegnaj Drew Jonsons.
Móc Cię kochać było zaszczytem...
...

Z czasem zaczynasz rozumieć, że cały twój świat kręci się wokół jednej osoby. 
Ona jest twoim punktem zaczepienia 
Ignorowałeś wszystkich, czasem nawet zapominałeś o samym sobie.
Myślałeś, że to właśnie oznacza miłość, jednak z czasem stało się to uzależnieniem.
Nie miałeś zbyt wiele czasu, aby myśleć.
Po prostu kochałeś.
Mówią, że miłość uskrzydla, a ona je właśnie zabiera.
Stajesz się więźniem osoby, która dawniej była dla Ciebie nikim.

Dopiero teraz zrozumiałem, że w tym wszystkim zatraciłem samego siebie, jednak
zapytany czy chciałbym przeżyć to jeszcze raz,
zdecydowanie odpowiedziałbym
TAK.



Dla Drew Jonsons.
Wspaniałej Siostry, Córki, Sąsiadki, Przyjaciółki
oraz jedynej towarzyszki podróży



19.03.1994 - 01.12.2012
            
„Gdybyście kiedyś poczuli,
 że oczy moje już nie patrzą na Was z miłością, 
wiedzcie,
 żem żyć przestała”



od autorki:
mogę odejść z podniesioną głową i dumnym krokiem. napisałam genialny epliog. oryginalny, dopracowany w każdym calu i chwytający za serce. możliwe, że moje rozdziały były niedopracowane, nieprzemyślane oraz nudne. Jednak  tutaj ani ja, ani Wy nie możecie mi nic zarzucić. dlaczego dałam taki koniec? w pewnym sensie miałabyś to lekcja i dla mnie, i dla was. w żadnym moim opowiadaniu nie pojawi się szczęśliwy koniec. tutaj akurat trafiło na śmierć jednej z bohaterek. pisząc opowiadania, bawię się w Boga. steruję marionetkami, podpowiadam co mają robić, a także odbieram życie. w moich książkach nie ma książąt na białych koniach, księżniczek w różowych sukniach, a historia nie kończy się szczęśliwym pocałunkiem.
żegnam się z blogiem oraz Wami z niesamowitym rozdziałem 40 oraz ostatnią kartką.

Możliwe, że spotkam się w SM.
Bye.