- Ładnie będą wyglądać z nią twoje tatuaże - usłyszałam koło ucha szept blondyna - Naprawdę jest idealna.
Spojrzałam na chłopaka po czym wtuliłam się w jego chudną klatkę piersiową. Miał na sobie biały podkoszulek oraz czarne zwykłe spodnie. Od razu na pierwszy rzut oka było widać, że dzisiaj jeszcze nie układał fryzury. Mimo tak prostego wyglądu, wyglądał najpiękniej na świecie. Obudził mnie kilka minut wcześniej, mówiąc że ma dla mnie jakąś niespodziankę. Oczywiście wstałam z straszliwą niechęcią, jednak teraz wiem że to się opłacało. Podarował mi białą, jedwabną, koronką sukienkę. Była to zdecydowanie najładniejsza rzecz jaką widziałam. Wytarłam mokre oczy i spojrzałam na niego.
- Dziękuje jest idealna - jęknęłam. Przejechałam ręką po jego włosach - Jezu, naprawdę nie wiesz jak bardzo cię kocham.
Niall zaśmiał się, przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło.
- Oj, wiem - mruknął, składając kolejne pocałunki na mojej twarzy - Nawet nie musisz mi tego udowadniać.
Zaśmiałam się pod nosem i odchyliłam się kawałek.
- Okej. To zrobimy tak, ja pójdę się ubrać a później... - powiedziałam, stukając paznokciami po jego torsie - Pójdziemy zjeść śniadanie.
Zanim cokolwiek odpowiedział, ruszyłam w stronę łazienki przy okazji chwytając ubrania, które naszykowałam wczoraj wieczorem. Uroczystość ślubna miała zacząć się o dwunastej, więc mieliśmy jeszcze jakieś trzy godziny. Wciągnęłam na nogi jasne rurki, założyłam czarny T - shirt oraz szarą bluzę z kapturem. Rozczesałam włosy i po chwili byłam gotowa. Wyszłam, ale nie spotkałam Irlandczyka. Zapewne jest już na dole i buszuje w kuchni. Wsadziłam ręce do kieszeni i zeszłam żwawym krokiem na dół. Pociągnęłam nosem, skacząc co dwa schodki. Dzisiejszego dnia byłam tak pełna energii, że mogłabym przebiec kilkanaście kilometrów. Nie minęło kilka sekund, jak znalazłam się na dole. Poczułam przepiękny zapach, aż ślina cieknie. Wpadłam do kuchni i uśmiechnęłam się szeroko. Mój kochany chłopak, stał przy kuchence i coś smażył. Zerknęłam przez jego ramię. Jajecznica. Potarłam nosem o jego rękę. Sięgnęłam po tosta leżącego na talerzyku. Usiadłam na białym blacie kuchennym i zaczęłam skubać chleb. Obserwowałam widok za oknem, uśmiechnęłam się pod nosem widząc kota wygrzewającego się na parapecie. Na całe szczęście i dzisiaj pogoda nie zawiodła. Założyłam kosmyk włosów za ucho, gdy Niall pojawił się obok mnie. Położył dłonie na moich udach i uśmiechnął się.
- Jak się czujesz?- zapytał przejeżdżając językiem po zębach - Bo wyglądasz przepięknie.
Zaśmiałam się i przycisnęłam czoło do jego po czym musnęłam palcami jego usta.
- Najlepiej na świecie - mruknęłam całując go lekko.
Blondyn odwzajemnił pocałunek i przyciągnął mnie do siebie. Niespodziewanie do mojego nosa doszedł zapach spalenizny. Momentalnie się ocknęłam i wyswobodziłam się z uścisku Niallera. Rzuciłam się na gazówkę, zdjęłam patelnię z gazu i wsadziłam do zlewu. Puściłam wodę i przeczesałam ręką włosy ze zdenerwowania, jednak po chwili wybuchnęłam głośnym śmiechem. Nie minęło sporo czasu, a dołączył się do mnie chłopak. Objął mnie w pasie i pocałował w nos.
- A zapowiadało się tak pyszne śniadanko - mruknęłam robiąc smutną minkę - Teraz będziemy musieli zadowolić się zimnymi parówkami z keczupem?
Wzruszył lekko ramionami.
- Mam lepszy pomysł - oznajmił ciągnąc mnie w s tronę drzwi - Pójdziemy do Nando's!
Zanim zdążyłam zaprotestować, znaleźliśmy się już na dworze.
- Jak się czujesz?- zapytał przejeżdżając językiem po zębach - Bo wyglądasz przepięknie.
Zaśmiałam się i przycisnęłam czoło do jego po czym musnęłam palcami jego usta.
- Najlepiej na świecie - mruknęłam całując go lekko.
Blondyn odwzajemnił pocałunek i przyciągnął mnie do siebie. Niespodziewanie do mojego nosa doszedł zapach spalenizny. Momentalnie się ocknęłam i wyswobodziłam się z uścisku Niallera. Rzuciłam się na gazówkę, zdjęłam patelnię z gazu i wsadziłam do zlewu. Puściłam wodę i przeczesałam ręką włosy ze zdenerwowania, jednak po chwili wybuchnęłam głośnym śmiechem. Nie minęło sporo czasu, a dołączył się do mnie chłopak. Objął mnie w pasie i pocałował w nos.
- A zapowiadało się tak pyszne śniadanko - mruknęłam robiąc smutną minkę - Teraz będziemy musieli zadowolić się zimnymi parówkami z keczupem?
Wzruszył lekko ramionami.
- Mam lepszy pomysł - oznajmił ciągnąc mnie w s tronę drzwi - Pójdziemy do Nando's!
Zanim zdążyłam zaprotestować, znaleźliśmy się już na dworze.
***
Wygładziłam prawą ręką sukienkę i przyjrzałam się sobie jeszcze raz w długim lustrze. Musnęłam palcami wystający obojczyk. Teraz, uświadomiłam sobie jak naprawdę wyglądam. Oczy jakby przygaszone, policzki dawniej różowe był teraz całkowicie białe. Usta sine, ciemne worki pod oczami rzucały się w od razu. Wszystko to razem tworzyło, zapadniętą, zmęczoną twarz. Cera była prawie taka sama jak śnieżnobiała sukienka. Włosy miękko opadały na ramiona.Czarne lakier do paznokci, raził w oczy. Z trudem powstrzymałam szloch. Odwróciłam wzrok od swojego odbicia. Drew jesteś chora. Nie zmienisz tego. Umierasz.
Zaczęłam cała dygotać z nerwów. Obróciłam się i momentalnie znieruchomiałam. Nie, nie tylko nie teraz. Ruszyłam w stronę łazienki. Chwyciłam pierwszy lepszy ręcznik i przycisnęłam ręcznik do nosa. Po chwili krew zmieszała się ze łzami. Uklęknęłam i oparłam się plecami o wannę. Z trudem stłumiłam szloch, gdy zobaczyłam szkarłatne plamy krwi na tkaninie. Zmrużyłam oczy, aby odzyskać ostrość widzenia. Odchyliłam głowę do tyłu, chcąc spróbować przerwać krwawienie. Niestety i to nie pomogło. Ręcznik całkowicie już przemókł. Poczułam w ustach smak krwi. Z każdą chwilą czułam jak uchodzą ze mnie resztki sił. Nie miałam siły oddychać. Nie miałam siły walczyć. Nie miałam siły na nic.
- Drew dasz radę - usłyszałam cichy szept
- Przepraszam
Usiadłem na małym, granatowym szpitalnym krzesełku. Na tym korytarzu jest ich mnóstwo, a ja wybrałem właśnie te. Najbardziej oddalony od drzwi z numerkiem osiem. Zawsze starałem się unikać szpitali, właściwie jak każdy człowiek. Zerknąłem na zegarek i poluzowałem krawat. Nie mogłem pozwolić, aby odwołali ślub. Na szczęście Greg w końcu uległ i wrócił do domu. Wyjrzałem przez okno, zbierało się na deszcz. Podniosłem się i ruszyłem korytarzem. Byłem tutaj jedyny, nawet personel gdzieś zniknął. a kiedy już się pojawia jakiś lekarz czy pielęgniarka to dziwnie na mnie spoglądają. Musi dziać się coś złego. Wstrzymałem oddech., gdy drzwi się otworzyły. Z sali wyszedł łańcuszek ludzi w białych kitlach, jednak nie przejmowali się mną. Westchnąłem i klapnąłem na krzesło. Zacząłem nerwowo skubać skórki na palcach. Niespodziewanie poczułem jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Obróciłem się i zobaczyłem młodą lekarkę.
- Możesz do niej wejść - oznajmiła kiwając głową w stronę drzwi.
Zacisnąłem pięści i ruszyłem sztywnym krokiem we wskazaną stronę. Nacisnąłem klamkę i znalazłem się w środku. Mój wzrok powędrował w stronę łóżka, które od razu rzucało się w oczy. Drew niemal całkowicie wtapiała się w pościel. W jednej chwili poczułem strach, wyglądała jak... nieżywa. Spojrzałem na jej klatkę piersiową, która lekko się unosiła. Momentalnie poczułem ulgę. Usiadłem obok i złapałem jej zimną rękę. Dziewczyna poruszyła delikatnie palcem wskazującym, ale nie otwarła oczu. Nachyliłem się lekko i pocałowałem jej dłoń.
- Napędziłaś nam wszystkim strachu - zaśmiałem się cicho - A w szczególności mi. Chyba jeszcze nigdy się tak nie bałem. Na szczęście jest już dobrze.
Nastała chwila ciszy, która dłużyła się w nieskończoność.Co chwilę zerkałem na Dix, aby upewnić się czy oddycha...
- Niall przestać chrzanić -szepnęła ledwo otwierając usta. Nic nie odpowiedziałem tylko pokiwałem głową.
Nawilżyłem dolną wargę zastanawiając się co odpowiedzieć. W końcu się nie odezwałem i w ciszy bawiłem się jej drobnymi palcami. Niespodziewanie dziewczyna poruszyła się niespokojnie. Zerknąłem na jej twarz.
- Jade - mruknęła bezgłośnie - Zadzwoń do niej, proszę.
Skinąłem głową i delikatnie ją puściłem po czym wyszedłem z sali. Powędrowałem w stronę wyjścia, aby móc porozmawiać z Lilo na świeżym powietrzu. Drżącymi rękami wyciągnąłem komórkę i po chwili namysłu wybrałem jej numer.
- Halo? - po kilku sygnałach odebrała. Zawahałem się przez kilka sekund, zastanawiając się co ja mam jej właściwie powiedzieć.
- Drew jest w szpitalu - powiedziałem - Jej stan nie jest najlepszy... - Po moich słowach zaległa całkowita cisza.
- Szpital Miejski w Mullingar, tak? - usłyszałem jej głos ożywiony głos - Zaraz wsiadam w samolot.
- Jade...
- Powiedź jej że niedługo będę! - krzyknęła zrozpaczona, zanim zdążyłem cokolwiek wykrztusić.
Zdenerwowany cisnąłem telefon na cement po chwili poszczególne jego części wylądowały na chodniku. Miałem ochotę rozwalić wszystko, a wraz z tym wszystkim także siebie samego. Bezradny schyliłem się i zacząłem wszystko zbierać. Naszła mnie ochota położyć się na środku ulicy i zacząć lamentować. Właściwe nad czym? Aha, już wiem. Moja dziewczyna przecież umiera. Usiadłem na krawężniku i schowałem twarz w nogach. Świat mi się walił na głowę a ja po prostu sobie tutaj siedzę i moknę. Od tak. Luz blues. Może posiedzę sobie tutaj jeszcze dłużej? Rok? Chyba powinien wystarczyć. Wstałem po czym bez zawahania nadepnąłem na resztki aparatu i tak nie był już do niczego przydatny. Doskonale wiedziałem, że muszę być z Drew, jednak coś mnie skutecznie odciągało od szpitala. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów. Od kiedy zacząłem palić? Od kiedy Drew powiedziała mi że jest chora. To mnie hm, uspokaja. Chwilowo.
Po kilku minutach zgasiłem peta i ruszyłem w stronę wejścia. Nie minęło sporo czasu jak znów siedziałem przy dziewczynie, akurat gdy wchodziłem minąłem się z pielęgniarką. Standardowo chwyciłem ją za rękę i ścisnąłem lekko. Tamta zamrugała kilkakrotnie po czym zerknęła na mnie.
- Pada deszcz - stwierdziła, mimo że to nie było pytanie pokiwałem głową - Mógłbyś otworzyć szeroko okno? O, dziękuje tak jest idealnie.
Krople deszczu rytmicznie odbijały się od szyb. Po tym jak wróciłem do środka runął deszcz. W zamyśleniu zacząłem wsłuchiwać się we wodę.
Wyszedłem z sali całkowicie zmieszany, była pusta. Nie było Drew, Jade nikogo. Stało po prostu puste łóżko. Nie, nie, nie. Krótkie słowa ciągle huczały mi w głowie. Czułem jak tracę zmysły. Sztywnym krokiem pomaszerowałem w stronę pokoju pielęgniarek. Nie, nie, nie. Przecież nie było mnie tylko chwilę, dosłownie kilka minut. Wszystko mogło się stać tylko nie to. Zamknięte. Zacząłem biec przed siebie, zerkając do każdego pokoju poklei. Po chwili na końcu korytarza dostrzegłem brunetkę. Siedziała, przy drzwiach na końcu korytarza, twarz miała ukrytą w dłoniach. Nie... Przyklęknąłem przy dziewczynie i uniosłem jej głowę.
- Gdzie jest Drew? - spytałem marszcząc czoło, tamta nic nie odpowiedziała tylko pokręciła - Jade mów.
Niespodziewanie pojawił się lekarz, momentalnie się uniosłem i spojrzałem na mężczyznę. Siostra mojej dziewczyny także się podniosła. Miała całą popuchniętą twarz od płaczu, oraz worki pod oczami.
- ...będzie rzadko mówić. Nie będzie odpowiadać, ale wie że jesteście z nią... musicie do niej mówić. Potrzebuje tego... Będzie spała, długo. W końcu.. odejdzie. Cicho, nawet nie zauważacie..
Ostatnie co usłyszałem to rozpaczliwy lament Jade, podtrzymałem ją aby nie upadła, chociaż sam ochotę spadać w dół. Później wszystko odpłynęło...
Dotknąłem zimnego policzka dziewczyny. Gdyby ktoś tu wszedł pomyślałby, że nie żyje, jednak ja doskonale wiedziałem że tak nie jest. Zerknąłem z ukosa na śpiącą Jade. Po dziesięciu godzinach siedzenia tu zasnęła. Niespodziewanie poczułem ochotę mówienia, nie ważne czego. Chciałem tylko otwierać i zamykać usta. Poprawiłem pościel którą była przykryta, mimo tego, że była idealnie ułożona.
- Niall ja chcę wrócić do domu, ja nie chcę tu być.
Zerknąłem na Drew, okazało się że wpatrywała się we widok za oknem. W Londynie od kilku dni prószył śnieg. Biel całkowicie opanowała stolicę. Zatrzymałem samochód przed naszym mieszkaniem, znajomy woźny odgarniał puch z chodnika. Wysiadłem z auta i obszedłem go dookoła, po czym pomogłem wyjść dziewczynie. Objąłem ją mocno ramieniem, posłała mi słaby uśmiech i ruszyliśmy w stronę wejścia. Mężczyzna skinął głową w geście powitania, zignorowałem go moja uwaga całkowicie skupiała się na mojej miłości. Po kilku minutach znaleźliśmy się w środku. Dookoła panował chłód, wszystko jakby straciło swój kolor. Miejsce straciło swój dawny urok oraz ciepło. Wziąłem od niej kurtkę po czym zaniosłem dziewczynę do sypialni. Ułożyłem ją na łóżku, przykryłem kołdrą i usiadłem obok. Patrzała na mnie swoimi dużymi oczami, jednak myślała o czymś zupełnie innych. Była nie obecna. Doktor miał rację, było tak codziennie. Przyłożyłem jej rękę do policzka i tym razem nic. Coraz bardziej wydawało mi się, że jestem sam. Pocałowałem zewnętrzną stronę jej dłoni i wymaszerowałem z pokoju. Usiadłem na sofie, zmęczony przeczesałem włosy.
Niespodziewanie poczułem jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Odwróciłem się zaskoczony.
- Mów coś do niej, przecież wiesz, że cię słucha - powiedziałem zerkając na jej siostrę - Ona ciągle z nami jest.
Przekręciła lekko głowę i wykrzywiła usta.
- Sam w to nie wierzysz, a wpajasz to mi - mruknęła siadając obok - Nie możemy się poddawać. Jesteśmy jej to winni. I ty i ja.
Owinąłem ręcznikiem jej mokre ciało. Wydawała się taka drobna, jak szklana laka. Bywały dni, że bałem się jej dotykać. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpadnie w moich ramionach. Pomogłem jej się ubrać po czym zaniosłem ją na kanapę. Kilka minut wcześniej przyszła jej siostra. Bywa tutaj codziennie. Codziennie rozmawiają, właściwie tylko Jade mówi, Drew tylko słucha...
Przekręciłem kartkę książki, spojrzałem na dziewczynę i znów zacząłem czytać na głos. Słuchała jak zawsze. W zadumie głaskałem jej włosy, czułem się jakbym nie spał od tygodni. Właściwie taka była prawda. Bałem się zasypiać, przerażała mnie myśl, ze gdy otworzę oczy jej już nie będzie. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, to nie mogła być brunetka wyszła jakąś godzinę temu. Niechętnie wstałem i poszedłem otworzyć.
Po kilku sekundach moim oczom ukazał się mały chłopaczek. Był cały pokryty śniegiem i miał czerwony nos. Szczerze mówiąc nie kojarzyłem go.
- Zgubiłeś mamę? - powiedziałem pierwsze co mi przyszło do głowy. Tamten nic nie odpowiedział tylko dosłownie wrył się do środka. Ściągnął swoją czapkę z pomponem i spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami.
- Przyszedłem do Drew - oznajmił rozglądając się dookoła - Czy jest może ona tutaj?
Nie wiedziałem kim do cholery jest to dziecko, jednak mimo to poprowadziłem go do dziewczyny. Dopiero gdy wszedł do salonu zorientowałem się że trzyma w rękach jakąś torebeczkę. Dix siedziała w salonie okryta kocem na kanapie i wpatrywała się w telewizor. Mały spojrzał na mnie niepewnie.
- Podejdź do niej - powiedziałem kiwając głową - Usiądź koło niej. Możesz powiedzieć co tylko chcesz. Posłucha.
Po moich słowach powędrował w jej stronę. Przysiadł na kanapie, a swoją paczkę położył na stoliku. Dotknął rączką jej ramienia, o dziwo spojrzała na niego. Zaciekawiony całą sytuacją oparłem się o framugę drzwi.
- Przyszedłem cię odwiedzić - powiedział uśmiechając się wesoło - Chciałem żeby Lilo mnie tutaj przyprowadziła ale nie chciała, więc postanowiłem przyjść sam. Nie chcie zabierać ci dużo czasu, mam nadzieję że się nie gniewasz że tu jestem.
Przekręciła lekko głowę i otwarła usta po czym znów je zamknęła. Cały proces powtórzył się kilka razy.
- Nie - szepnęła bezgłośnie.
Momentalnie do moich oczu napłynęły łzy. Odwróciłem się i poszedłem do kuchni. Nie chciałem przy nich wybuchnąć płaczem. Oparłem się o ścianę i zacząłem ścierać wodę z moich policzków. Od tak dawna nie słyszałem jej głosu. Zapomniałem już jak łagodnie brzmi i jak bardzo mnie uspokaja. Wbiłem sobie paznokcie w przed ramie ze zdenerwowania.
Nagle usłyszałem jak ktoś zamyka drzwi. Potrząsnąłem głową i poszedłem do Drew. Dostrzegłem, że dziewczyna trzyma w rękach malutkiego, różowego pluszowego hipopotama. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.
- Powiedział, że jeszcze kiedyś przyjdzie - później wybuchła gorzkim płaczem.
Zacząłem powolnie mieszkać kawę w kubku. Pół przytomnie wsypałem dwie łyżeczki cukru. Upiłem trochę płynu, aby zmieścić jeszcze mleko. Zerknąłem na kalendarz. pierwszy grudnia. Wszędzie pachnie świętami, wszędzie oprócz tutaj. Uchyliłem okno, aby świeże powietrze mogło dostać się do środka. Oparłem się plecami o blat i zapaliłem papierosa. Wyciągnąłem telefon po czym go włączyłem. Od kilku dni wydzwaniali do mnie chłopacy. Wszyscy dzwonią, ale nikt jeszcze nie odważył się przyjść. Niall kiedy stałeś się takim flegmatykiem? Schowałem mleko do lodówki i usiadłem przy stole. Sięgnąłem po gazetę. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia skąd ona tutaj się wzięła. Zacząłem mozolnie przewracać kolejna strony. W całych dwudziestu stronach nic nie zwróciło mojej uwagi. Sięgnąłem po kubek, gdy nagle usłyszałem krzyk Jade. Puściłem naczynie i pobiegłem w stronę sypialni. Zaskoczony przystanąłem. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Chyba zwariowałem. Przecież Jade nie ma. Przyjedzie dopiero za godzinę. Spojrzałem na łóżko, gdzie nie było Drew. Momentalnie otrzeźwiałem, rozejrzałem się wokół, ale nigdzie jej nie widziałem.
- Drew! - krzyczałem wchodząc do każdego pomieszczenia poklei - Drew, gdzie jesteś?!
Wybiegłem na klatkę schodową, tam również jej nigdzie nie było. Chwyciłem się za głowę. Gdzie ona może być? Jak wstawała? Dlaczego mnie nie było?! Zgoiłem się wpół. Myśl, Niall. Niall do cholery jasnej... wiem.
Rzuciłem się na schody i zacząłem biec na samą górę. Musiała pojechać windą, schodami nie dałaby rady. Popychałem kolejne drzwi, aby jak najszybciej znaleźć dziewczynę. Gdy w końcu znalazłem się na dachu budynku momentalnie poczułem ukłucie w sercu. Popchany przez adrenalinę podbiegłem do jej ciała leżącego kilka metrów dalej. Uklęknąłem i przygarnąłem ją do siebie. Zacząłem ją głaskać po włosach i kołysać w ramionach. Ciągle szeptałem jej imię, łykając łzy.
- Nie zostawiaj mnie! - krzyknąłem potrząsając nią lekko - Proszę otwórz oczy. To nie może się skończyć, nie teraz! Drew, proszę! Nie zostawiaj mnie...
Niespodziewanie poczułem mocny uścisk na ramionach. Ignorowałem tą osobę. Tuliłem do siebie dziewczynę. Mimo tego, że czułem jak wymyka się z mojego życia nie mogłem jej puścić. Nie potrafiłem.
- Niall to koniec. Ona nie żyje.
Chłopak posadził mnie na krześle i przyjrzał mi się uważnie. Nie miałem pojęcia skąd on się wziął. Skąd wszyscy się wzięli. Właściwie nie obchodziło mnie to. Zabrali mi ją. Spuściłem bezsilnie głowę.
- Siedź tu, ja zaraz wrócę - powiedział Harry wychodząc z pokoju.
- Chcę żeby ona wróciła - powiedziałem zaciskając pięści. Stanąłem na równe nogi i chwyciłem za róg stolika i wywróciłem mebel. Kolejne w były krzesła, później szafka. Chciałem zniszczyć wszystko, chciałem zniszczyć siebie. Słyszałem trzaski tłuczonych rzeczy, przedmioty latały wszędzie. Niszczyłem wszystko co było na mojej drodze. Rzucałem o ścianę czym popadnie. Oddajcie mi ją...
Opadłem zmęczony na podłogę. Skuliłem się i zacząłem płakać. Czułem jak krew zalewała moje ręce. Wytarłem krew z twarzy. Przymrużyłem oczy. Traciłem ostrość widzenia, nie słyszałem nic oprócz bicia swojego serca. Przestawałem czuć. W końcu wyczerpany płaczem odpłynąłem...
Oparłem się o ścianę i zaczynałem wpatrywać się przed siebie, tuląc małego pluszowego hipopotama. Przez moje ciało przechodziły zimne dreszcze. Moje serce zostało skute lodem. Oddychałem nieregularnie. Nie miałem siły robić nawet tego. Chce przestać oddychać, nie mam już nawet z kim dzielić powietrza. Zostałem sam. Niespodziewanie usłyszałem czyjeś kroki. Podniosłem wzrok i zobaczyłam Stylesa.
- Odejdź - syknąłem. Po kilkunastu minutach nadal tam stał. Chwyciłem książkę leżącą obok i rzuciłem w niego - Odejdź, kurwa! Nie patrz się tak na mnie! Kurwa, odejdź! - do moich oczu znów napłynęły łzy - Na co czekasz?!
Wybuchnąłem gorzkim śmiechem, czując w sobie gorycz.
- Niall, siedzisz tu już tydzień - powiedział kręcąc głową - Weź się do cholery w garść.
- Którego słowa nie rozumiesz, Styles? - mruknąłem - Masz mnie zostawić samego, do kurwy nędzy. Dlaczego nikt z was nie rozumie, że chce tutaj zdechnąć?
- Jutro jest pogrzeb - oznajmił po czym wyszedł zostawiając mnie samego...
Wszedłem do świątyni, gdzie nie było jeszcze nikogo, mimo tego biała trumna stała już przy ołtarzu. Na dworze panował jeszcze półmrok. Strzepałem z marynarki niewidzialny kurz. Ławki były przystrojone białymi różami, usiadłem w ostatniej. W kościele panowała zaduma oraz potworna cisza. W jednej chwili cały świat się zatrzymał. Wszystko się już przestało liczyć. Pustka, którą czułem od kilku dni ciągle dźgała mnie w obolałe serce. Nie ochroniłem jej przed tym. Dlaczego właśnie ona? Przecież mógł być to każdy.
- Kurwa, Boże dlaczego wybrałeś właśnie ją?- zapytałem spoglądając w górę.
Podchodziłem coraz bliżej, szedłem małymi kroczkami. Jak najmniejszymi, nigdzie mi się nie śpieszyło. Nikt mnie nie poganiał. Czasu nie było, czas umarł. Mój cały świat umarł, a ja zostałem sam. Ktoś zabrał mi wszystko, a mnie zostawił tygrysom na pożarcie.
Nie umiem tam podejść, boję się, że nie będę mógł potem odejść. W końcu sztywnym krokiem ruszyłem w stronę drewnianej skrzyni. Wydawało mi się jakbym śnił, jakbym sunął po podłodze.Nie potrafiłem już płakać, wylałem już ocean łez. Na marne, to mi jej nie zwróci. Nic tego nie zrobi. Otarłem ręką twarz. Po kilku minutach przystanąłem przed nią. Miała na sobie czarną, koronką sukienkę. Wyglądała jak anioł, bez skrzydeł. Czułem się jak gówniarz, bałem się jej dotknąć. Kolejny raz nie chciałem aby się pokruszyła na kawałki. Przecież już to zrobiła. Rozpadła się w moich ramionach. Zniszczyłeś ją Niall.
- Śpij dobrze kochanie - powiedziałem całując jej zimne czoło. Odwróciłem się i ruszyłem w kierunku wyjścia.
Szedłem ulicą, nie ważne gdzie, ważne że przed siebie. Zaciskałem w prawej ręce srebrną obrączkę. Pamiątkę po niej. Jak najdalej od cmentarza. Deszcz całkowicie zmoczył moje ubranie, jednak nie przeszkadzało mi to. Nie myślałem, porostu koncentrowałem się na stawianiu kolejnych kroków. Zerknąłem na zegarek, ceremonia już się zaczęła. Podniosłem głowę do góry i zobaczyłam naszą szkołę. Momentalnie wszystkie wspomnienia powróciły. Właśnie teraz uświadomiłem sobie, że minął najlepszy czas w moim życiu. Dopiero teraz do mnie dotarło, że zostałem sam bez niej. Najważniejsza osoba w moim życiu odeszła, a ja odchodzę wraz nią. Wsiadłem do samochodu i po kilku minutach ruszyłem. Zerknąłem na hipopotama leżącego obok, przyjaciela, nadal pachniał nią. Ja także byłem nią przesiąknięty. Od góry do dołu. Uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem do góry. Muszę zostawić wspomnienia oraz część siebie w Londynie. W miejscu gdzie wszystko się zaczęło i wszystko się skończyło...
- Drew dasz radę - usłyszałam cichy szept
- Przepraszam
Usiadłem na małym, granatowym szpitalnym krzesełku. Na tym korytarzu jest ich mnóstwo, a ja wybrałem właśnie te. Najbardziej oddalony od drzwi z numerkiem osiem. Zawsze starałem się unikać szpitali, właściwie jak każdy człowiek. Zerknąłem na zegarek i poluzowałem krawat. Nie mogłem pozwolić, aby odwołali ślub. Na szczęście Greg w końcu uległ i wrócił do domu. Wyjrzałem przez okno, zbierało się na deszcz. Podniosłem się i ruszyłem korytarzem. Byłem tutaj jedyny, nawet personel gdzieś zniknął. a kiedy już się pojawia jakiś lekarz czy pielęgniarka to dziwnie na mnie spoglądają. Musi dziać się coś złego. Wstrzymałem oddech., gdy drzwi się otworzyły. Z sali wyszedł łańcuszek ludzi w białych kitlach, jednak nie przejmowali się mną. Westchnąłem i klapnąłem na krzesło. Zacząłem nerwowo skubać skórki na palcach. Niespodziewanie poczułem jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Obróciłem się i zobaczyłem młodą lekarkę.
- Możesz do niej wejść - oznajmiła kiwając głową w stronę drzwi.
Zacisnąłem pięści i ruszyłem sztywnym krokiem we wskazaną stronę. Nacisnąłem klamkę i znalazłem się w środku. Mój wzrok powędrował w stronę łóżka, które od razu rzucało się w oczy. Drew niemal całkowicie wtapiała się w pościel. W jednej chwili poczułem strach, wyglądała jak... nieżywa. Spojrzałem na jej klatkę piersiową, która lekko się unosiła. Momentalnie poczułem ulgę. Usiadłem obok i złapałem jej zimną rękę. Dziewczyna poruszyła delikatnie palcem wskazującym, ale nie otwarła oczu. Nachyliłem się lekko i pocałowałem jej dłoń.
- Napędziłaś nam wszystkim strachu - zaśmiałem się cicho - A w szczególności mi. Chyba jeszcze nigdy się tak nie bałem. Na szczęście jest już dobrze.
Nastała chwila ciszy, która dłużyła się w nieskończoność.Co chwilę zerkałem na Dix, aby upewnić się czy oddycha...
- Niall przestać chrzanić -szepnęła ledwo otwierając usta. Nic nie odpowiedziałem tylko pokiwałem głową.
Nawilżyłem dolną wargę zastanawiając się co odpowiedzieć. W końcu się nie odezwałem i w ciszy bawiłem się jej drobnymi palcami. Niespodziewanie dziewczyna poruszyła się niespokojnie. Zerknąłem na jej twarz.
- Jade - mruknęła bezgłośnie - Zadzwoń do niej, proszę.
Skinąłem głową i delikatnie ją puściłem po czym wyszedłem z sali. Powędrowałem w stronę wyjścia, aby móc porozmawiać z Lilo na świeżym powietrzu. Drżącymi rękami wyciągnąłem komórkę i po chwili namysłu wybrałem jej numer.
- Halo? - po kilku sygnałach odebrała. Zawahałem się przez kilka sekund, zastanawiając się co ja mam jej właściwie powiedzieć.
- Drew jest w szpitalu - powiedziałem - Jej stan nie jest najlepszy... - Po moich słowach zaległa całkowita cisza.
- Szpital Miejski w Mullingar, tak? - usłyszałem jej głos ożywiony głos - Zaraz wsiadam w samolot.
- Jade...
- Powiedź jej że niedługo będę! - krzyknęła zrozpaczona, zanim zdążyłem cokolwiek wykrztusić.
Zdenerwowany cisnąłem telefon na cement po chwili poszczególne jego części wylądowały na chodniku. Miałem ochotę rozwalić wszystko, a wraz z tym wszystkim także siebie samego. Bezradny schyliłem się i zacząłem wszystko zbierać. Naszła mnie ochota położyć się na środku ulicy i zacząć lamentować. Właściwe nad czym? Aha, już wiem. Moja dziewczyna przecież umiera. Usiadłem na krawężniku i schowałem twarz w nogach. Świat mi się walił na głowę a ja po prostu sobie tutaj siedzę i moknę. Od tak. Luz blues. Może posiedzę sobie tutaj jeszcze dłużej? Rok? Chyba powinien wystarczyć. Wstałem po czym bez zawahania nadepnąłem na resztki aparatu i tak nie był już do niczego przydatny. Doskonale wiedziałem, że muszę być z Drew, jednak coś mnie skutecznie odciągało od szpitala. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów. Od kiedy zacząłem palić? Od kiedy Drew powiedziała mi że jest chora. To mnie hm, uspokaja. Chwilowo.
Po kilku minutach zgasiłem peta i ruszyłem w stronę wejścia. Nie minęło sporo czasu jak znów siedziałem przy dziewczynie, akurat gdy wchodziłem minąłem się z pielęgniarką. Standardowo chwyciłem ją za rękę i ścisnąłem lekko. Tamta zamrugała kilkakrotnie po czym zerknęła na mnie.
- Pada deszcz - stwierdziła, mimo że to nie było pytanie pokiwałem głową - Mógłbyś otworzyć szeroko okno? O, dziękuje tak jest idealnie.
Krople deszczu rytmicznie odbijały się od szyb. Po tym jak wróciłem do środka runął deszcz. W zamyśleniu zacząłem wsłuchiwać się we wodę.
Wyszedłem z sali całkowicie zmieszany, była pusta. Nie było Drew, Jade nikogo. Stało po prostu puste łóżko. Nie, nie, nie. Krótkie słowa ciągle huczały mi w głowie. Czułem jak tracę zmysły. Sztywnym krokiem pomaszerowałem w stronę pokoju pielęgniarek. Nie, nie, nie. Przecież nie było mnie tylko chwilę, dosłownie kilka minut. Wszystko mogło się stać tylko nie to. Zamknięte. Zacząłem biec przed siebie, zerkając do każdego pokoju poklei. Po chwili na końcu korytarza dostrzegłem brunetkę. Siedziała, przy drzwiach na końcu korytarza, twarz miała ukrytą w dłoniach. Nie... Przyklęknąłem przy dziewczynie i uniosłem jej głowę.
- Gdzie jest Drew? - spytałem marszcząc czoło, tamta nic nie odpowiedziała tylko pokręciła - Jade mów.
Niespodziewanie pojawił się lekarz, momentalnie się uniosłem i spojrzałem na mężczyznę. Siostra mojej dziewczyny także się podniosła. Miała całą popuchniętą twarz od płaczu, oraz worki pod oczami.
- ...będzie rzadko mówić. Nie będzie odpowiadać, ale wie że jesteście z nią... musicie do niej mówić. Potrzebuje tego... Będzie spała, długo. W końcu.. odejdzie. Cicho, nawet nie zauważacie..
Ostatnie co usłyszałem to rozpaczliwy lament Jade, podtrzymałem ją aby nie upadła, chociaż sam ochotę spadać w dół. Później wszystko odpłynęło...
Dotknąłem zimnego policzka dziewczyny. Gdyby ktoś tu wszedł pomyślałby, że nie żyje, jednak ja doskonale wiedziałem że tak nie jest. Zerknąłem z ukosa na śpiącą Jade. Po dziesięciu godzinach siedzenia tu zasnęła. Niespodziewanie poczułem ochotę mówienia, nie ważne czego. Chciałem tylko otwierać i zamykać usta. Poprawiłem pościel którą była przykryta, mimo tego, że była idealnie ułożona.
- Niall ja chcę wrócić do domu, ja nie chcę tu być.
Zerknąłem na Drew, okazało się że wpatrywała się we widok za oknem. W Londynie od kilku dni prószył śnieg. Biel całkowicie opanowała stolicę. Zatrzymałem samochód przed naszym mieszkaniem, znajomy woźny odgarniał puch z chodnika. Wysiadłem z auta i obszedłem go dookoła, po czym pomogłem wyjść dziewczynie. Objąłem ją mocno ramieniem, posłała mi słaby uśmiech i ruszyliśmy w stronę wejścia. Mężczyzna skinął głową w geście powitania, zignorowałem go moja uwaga całkowicie skupiała się na mojej miłości. Po kilku minutach znaleźliśmy się w środku. Dookoła panował chłód, wszystko jakby straciło swój kolor. Miejsce straciło swój dawny urok oraz ciepło. Wziąłem od niej kurtkę po czym zaniosłem dziewczynę do sypialni. Ułożyłem ją na łóżku, przykryłem kołdrą i usiadłem obok. Patrzała na mnie swoimi dużymi oczami, jednak myślała o czymś zupełnie innych. Była nie obecna. Doktor miał rację, było tak codziennie. Przyłożyłem jej rękę do policzka i tym razem nic. Coraz bardziej wydawało mi się, że jestem sam. Pocałowałem zewnętrzną stronę jej dłoni i wymaszerowałem z pokoju. Usiadłem na sofie, zmęczony przeczesałem włosy.
Niespodziewanie poczułem jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Odwróciłem się zaskoczony.
- Mów coś do niej, przecież wiesz, że cię słucha - powiedziałem zerkając na jej siostrę - Ona ciągle z nami jest.
Przekręciła lekko głowę i wykrzywiła usta.
- Sam w to nie wierzysz, a wpajasz to mi - mruknęła siadając obok - Nie możemy się poddawać. Jesteśmy jej to winni. I ty i ja.
Owinąłem ręcznikiem jej mokre ciało. Wydawała się taka drobna, jak szklana laka. Bywały dni, że bałem się jej dotykać. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpadnie w moich ramionach. Pomogłem jej się ubrać po czym zaniosłem ją na kanapę. Kilka minut wcześniej przyszła jej siostra. Bywa tutaj codziennie. Codziennie rozmawiają, właściwie tylko Jade mówi, Drew tylko słucha...
Przekręciłem kartkę książki, spojrzałem na dziewczynę i znów zacząłem czytać na głos. Słuchała jak zawsze. W zadumie głaskałem jej włosy, czułem się jakbym nie spał od tygodni. Właściwie taka była prawda. Bałem się zasypiać, przerażała mnie myśl, ze gdy otworzę oczy jej już nie będzie. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, to nie mogła być brunetka wyszła jakąś godzinę temu. Niechętnie wstałem i poszedłem otworzyć.
Po kilku sekundach moim oczom ukazał się mały chłopaczek. Był cały pokryty śniegiem i miał czerwony nos. Szczerze mówiąc nie kojarzyłem go.
- Zgubiłeś mamę? - powiedziałem pierwsze co mi przyszło do głowy. Tamten nic nie odpowiedział tylko dosłownie wrył się do środka. Ściągnął swoją czapkę z pomponem i spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami.
- Przyszedłem do Drew - oznajmił rozglądając się dookoła - Czy jest może ona tutaj?
Nie wiedziałem kim do cholery jest to dziecko, jednak mimo to poprowadziłem go do dziewczyny. Dopiero gdy wszedł do salonu zorientowałem się że trzyma w rękach jakąś torebeczkę. Dix siedziała w salonie okryta kocem na kanapie i wpatrywała się w telewizor. Mały spojrzał na mnie niepewnie.
- Podejdź do niej - powiedziałem kiwając głową - Usiądź koło niej. Możesz powiedzieć co tylko chcesz. Posłucha.
Po moich słowach powędrował w jej stronę. Przysiadł na kanapie, a swoją paczkę położył na stoliku. Dotknął rączką jej ramienia, o dziwo spojrzała na niego. Zaciekawiony całą sytuacją oparłem się o framugę drzwi.
- Przyszedłem cię odwiedzić - powiedział uśmiechając się wesoło - Chciałem żeby Lilo mnie tutaj przyprowadziła ale nie chciała, więc postanowiłem przyjść sam. Nie chcie zabierać ci dużo czasu, mam nadzieję że się nie gniewasz że tu jestem.
Przekręciła lekko głowę i otwarła usta po czym znów je zamknęła. Cały proces powtórzył się kilka razy.
- Nie - szepnęła bezgłośnie.
Momentalnie do moich oczu napłynęły łzy. Odwróciłem się i poszedłem do kuchni. Nie chciałem przy nich wybuchnąć płaczem. Oparłem się o ścianę i zacząłem ścierać wodę z moich policzków. Od tak dawna nie słyszałem jej głosu. Zapomniałem już jak łagodnie brzmi i jak bardzo mnie uspokaja. Wbiłem sobie paznokcie w przed ramie ze zdenerwowania.
Nagle usłyszałem jak ktoś zamyka drzwi. Potrząsnąłem głową i poszedłem do Drew. Dostrzegłem, że dziewczyna trzyma w rękach malutkiego, różowego pluszowego hipopotama. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.
- Powiedział, że jeszcze kiedyś przyjdzie - później wybuchła gorzkim płaczem.
Zacząłem powolnie mieszkać kawę w kubku. Pół przytomnie wsypałem dwie łyżeczki cukru. Upiłem trochę płynu, aby zmieścić jeszcze mleko. Zerknąłem na kalendarz. pierwszy grudnia. Wszędzie pachnie świętami, wszędzie oprócz tutaj. Uchyliłem okno, aby świeże powietrze mogło dostać się do środka. Oparłem się plecami o blat i zapaliłem papierosa. Wyciągnąłem telefon po czym go włączyłem. Od kilku dni wydzwaniali do mnie chłopacy. Wszyscy dzwonią, ale nikt jeszcze nie odważył się przyjść. Niall kiedy stałeś się takim flegmatykiem? Schowałem mleko do lodówki i usiadłem przy stole. Sięgnąłem po gazetę. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia skąd ona tutaj się wzięła. Zacząłem mozolnie przewracać kolejna strony. W całych dwudziestu stronach nic nie zwróciło mojej uwagi. Sięgnąłem po kubek, gdy nagle usłyszałem krzyk Jade. Puściłem naczynie i pobiegłem w stronę sypialni. Zaskoczony przystanąłem. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Chyba zwariowałem. Przecież Jade nie ma. Przyjedzie dopiero za godzinę. Spojrzałem na łóżko, gdzie nie było Drew. Momentalnie otrzeźwiałem, rozejrzałem się wokół, ale nigdzie jej nie widziałem.
- Drew! - krzyczałem wchodząc do każdego pomieszczenia poklei - Drew, gdzie jesteś?!
Wybiegłem na klatkę schodową, tam również jej nigdzie nie było. Chwyciłem się za głowę. Gdzie ona może być? Jak wstawała? Dlaczego mnie nie było?! Zgoiłem się wpół. Myśl, Niall. Niall do cholery jasnej... wiem.
Rzuciłem się na schody i zacząłem biec na samą górę. Musiała pojechać windą, schodami nie dałaby rady. Popychałem kolejne drzwi, aby jak najszybciej znaleźć dziewczynę. Gdy w końcu znalazłem się na dachu budynku momentalnie poczułem ukłucie w sercu. Popchany przez adrenalinę podbiegłem do jej ciała leżącego kilka metrów dalej. Uklęknąłem i przygarnąłem ją do siebie. Zacząłem ją głaskać po włosach i kołysać w ramionach. Ciągle szeptałem jej imię, łykając łzy.
- Nie zostawiaj mnie! - krzyknąłem potrząsając nią lekko - Proszę otwórz oczy. To nie może się skończyć, nie teraz! Drew, proszę! Nie zostawiaj mnie...
Niespodziewanie poczułem mocny uścisk na ramionach. Ignorowałem tą osobę. Tuliłem do siebie dziewczynę. Mimo tego, że czułem jak wymyka się z mojego życia nie mogłem jej puścić. Nie potrafiłem.
- Niall to koniec. Ona nie żyje.
Chłopak posadził mnie na krześle i przyjrzał mi się uważnie. Nie miałem pojęcia skąd on się wziął. Skąd wszyscy się wzięli. Właściwie nie obchodziło mnie to. Zabrali mi ją. Spuściłem bezsilnie głowę.
- Siedź tu, ja zaraz wrócę - powiedział Harry wychodząc z pokoju.
- Chcę żeby ona wróciła - powiedziałem zaciskając pięści. Stanąłem na równe nogi i chwyciłem za róg stolika i wywróciłem mebel. Kolejne w były krzesła, później szafka. Chciałem zniszczyć wszystko, chciałem zniszczyć siebie. Słyszałem trzaski tłuczonych rzeczy, przedmioty latały wszędzie. Niszczyłem wszystko co było na mojej drodze. Rzucałem o ścianę czym popadnie. Oddajcie mi ją...
Opadłem zmęczony na podłogę. Skuliłem się i zacząłem płakać. Czułem jak krew zalewała moje ręce. Wytarłem krew z twarzy. Przymrużyłem oczy. Traciłem ostrość widzenia, nie słyszałem nic oprócz bicia swojego serca. Przestawałem czuć. W końcu wyczerpany płaczem odpłynąłem...
Oparłem się o ścianę i zaczynałem wpatrywać się przed siebie, tuląc małego pluszowego hipopotama. Przez moje ciało przechodziły zimne dreszcze. Moje serce zostało skute lodem. Oddychałem nieregularnie. Nie miałem siły robić nawet tego. Chce przestać oddychać, nie mam już nawet z kim dzielić powietrza. Zostałem sam. Niespodziewanie usłyszałem czyjeś kroki. Podniosłem wzrok i zobaczyłam Stylesa.
- Odejdź - syknąłem. Po kilkunastu minutach nadal tam stał. Chwyciłem książkę leżącą obok i rzuciłem w niego - Odejdź, kurwa! Nie patrz się tak na mnie! Kurwa, odejdź! - do moich oczu znów napłynęły łzy - Na co czekasz?!
Wybuchnąłem gorzkim śmiechem, czując w sobie gorycz.
- Niall, siedzisz tu już tydzień - powiedział kręcąc głową - Weź się do cholery w garść.
- Którego słowa nie rozumiesz, Styles? - mruknąłem - Masz mnie zostawić samego, do kurwy nędzy. Dlaczego nikt z was nie rozumie, że chce tutaj zdechnąć?
- Jutro jest pogrzeb - oznajmił po czym wyszedł zostawiając mnie samego...
Wszedłem do świątyni, gdzie nie było jeszcze nikogo, mimo tego biała trumna stała już przy ołtarzu. Na dworze panował jeszcze półmrok. Strzepałem z marynarki niewidzialny kurz. Ławki były przystrojone białymi różami, usiadłem w ostatniej. W kościele panowała zaduma oraz potworna cisza. W jednej chwili cały świat się zatrzymał. Wszystko się już przestało liczyć. Pustka, którą czułem od kilku dni ciągle dźgała mnie w obolałe serce. Nie ochroniłem jej przed tym. Dlaczego właśnie ona? Przecież mógł być to każdy.
- Kurwa, Boże dlaczego wybrałeś właśnie ją?- zapytałem spoglądając w górę.
Podchodziłem coraz bliżej, szedłem małymi kroczkami. Jak najmniejszymi, nigdzie mi się nie śpieszyło. Nikt mnie nie poganiał. Czasu nie było, czas umarł. Mój cały świat umarł, a ja zostałem sam. Ktoś zabrał mi wszystko, a mnie zostawił tygrysom na pożarcie.
Nie umiem tam podejść, boję się, że nie będę mógł potem odejść. W końcu sztywnym krokiem ruszyłem w stronę drewnianej skrzyni. Wydawało mi się jakbym śnił, jakbym sunął po podłodze.Nie potrafiłem już płakać, wylałem już ocean łez. Na marne, to mi jej nie zwróci. Nic tego nie zrobi. Otarłem ręką twarz. Po kilku minutach przystanąłem przed nią. Miała na sobie czarną, koronką sukienkę. Wyglądała jak anioł, bez skrzydeł. Czułem się jak gówniarz, bałem się jej dotknąć. Kolejny raz nie chciałem aby się pokruszyła na kawałki. Przecież już to zrobiła. Rozpadła się w moich ramionach. Zniszczyłeś ją Niall.
- Śpij dobrze kochanie - powiedziałem całując jej zimne czoło. Odwróciłem się i ruszyłem w kierunku wyjścia.
Szedłem ulicą, nie ważne gdzie, ważne że przed siebie. Zaciskałem w prawej ręce srebrną obrączkę. Pamiątkę po niej. Jak najdalej od cmentarza. Deszcz całkowicie zmoczył moje ubranie, jednak nie przeszkadzało mi to. Nie myślałem, porostu koncentrowałem się na stawianiu kolejnych kroków. Zerknąłem na zegarek, ceremonia już się zaczęła. Podniosłem głowę do góry i zobaczyłam naszą szkołę. Momentalnie wszystkie wspomnienia powróciły. Właśnie teraz uświadomiłem sobie, że minął najlepszy czas w moim życiu. Dopiero teraz do mnie dotarło, że zostałem sam bez niej. Najważniejsza osoba w moim życiu odeszła, a ja odchodzę wraz nią. Wsiadłem do samochodu i po kilku minutach ruszyłem. Zerknąłem na hipopotama leżącego obok, przyjaciela, nadal pachniał nią. Ja także byłem nią przesiąknięty. Od góry do dołu. Uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem do góry. Muszę zostawić wspomnienia oraz część siebie w Londynie. W miejscu gdzie wszystko się zaczęło i wszystko się skończyło...
Oo matko , ;( normalnie brak mi słów .
OdpowiedzUsuńwow , pewnie niedługo koniec ? czekam na nn
OdpowiedzUsuńDziękuje za ten rozdział
OdpowiedzUsuńrozryczałam się.
Przy takim rozdziale trudno napisać cokolwiek.
Jest piękny.
(Poprawiłabym tylko błędy) - przepraszam jeśli nie lubisz takich komentarzy :)
Dziękuje z całego serca ♥
Daria x
Rycze :'ccccccccc
OdpowiedzUsuńBrak słów po prostu :'(
Boski... :'( Nie mogę się pozbierać <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńSmuuuuutne, ale zarazem boooooskie ;) czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńpiękny ;c
OdpowiedzUsuńpłaczę, po prostu płaczę ;c kochałam postać Drew i teraz też czuję taką...pustkę?
Przywiązałam się do niej ;c
czekam na kolejny <3
Piękny rozdział, popłakałam sie i to na maksa. Pewnie zostały już tylko epilogi. Naprawdę nie wiem co napisać. :'( Mam nadzieje ze wybaczysz mi ten komentarz.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno i pozdrawiam x
nie wiem co mam napisać, bo ten rozdział jest piękny i niczego mu nie brakuje szkoda, że to już koniec i jest mi naprawdę żal Nialla ;'( napisałabym coś jeszcze, ale nie potrafię dobrać słów... czekam na kolejny post weny i buziole ;**
OdpowiedzUsuńBoze straszne poryczalam sie cudownie piszesz <3
OdpowiedzUsuń... :'(
OdpowiedzUsuńPłacze jaki smutny ten rozdział :(
OdpowiedzUsuńPoryczałam się ;(
OdpowiedzUsuńRyczę jak małe dziecko czytam tego bloga od 2 dni i mogę stwierdzić że jeszcze żaden blog który czytałam nie nauczył mnie tak wielu rzeczy :'(
OdpowiedzUsuńŚwietne zakończenie szkoda że było smutne wylałam całe morze łez. Dlaczego ona musiała umrzeć. :'(
OdpowiedzUsuńDziękuje za twój talent. To było piękne :) Jest godzina 0:45 ja jak głupia cipa leże i się trzrnse. :) Nie mogę uwierzyć że to koniec. No poprostu kurwa nie mogę. Kocham <3
OdpowiedzUsuńKira xx